polub nas - facebook polub nas google+ nasze fimy na YouTube

relacja z naszego rejsu w długi weekend majowy 2015

Jak co roku zrobiliśmy naszą rytualną, tradycyjną majówkę po Bałtyku. Tym razem zebrało się 20 osób, wsiedliśmy na dwa dzielne jachty ze stoczni Delphia Yachts i popłynęliśmy na północ. Tym razem celem było Visby na Gotlandii i... to na co pozwoli wiatr.
Okazało się, że wybór mieliśmy dowolny odwiedziliśmy zarówno Kalmar jak i Kłajpedę :)
Jedno miasto podbiła Delphia 47 a drugie, dzielna Delphia 40. Oto krótka relacja napisana przez jednego z bohaterów większego jachtu - p. Tomasza.



Najlepszy kambuz miał Marcin. Marcin dużo rzeczy miał najlepszych: opowieści, suszarkę do włosów i nawet falę za kołnierz dostał najlepszą. - Choose your fruit – powiedział angielszczyzną z wyczuwalną wschodnią nutą, jednocześnie podtykając pod nos przekrojoną na pół limonkę, cytrynę i pomarańczę.
Obok dumnie prężyła się zimna jak lód (wzięta z bakisty w kokpicie; piwo trzymaliśmy w lodówce, bo tam było cieplej) butelka Finlandii i już za chwilę nastąpić miało cudowne, pełne witamin połączenie.
Marcin był lekarzem, więc ufaliśmy temu co robi. Czynności te nazywał profilaktyką, ale coś musiało pójść nie tak, bowiem jako jedyny z załogi przeziębił się. Wówczas jego autorytet nieco podupadł.
Aha, był jeszcze starannie wydrążony ogórek i służył do tego samego celu.



Ale nie o tym. Staliśmy zacumowani w Visby i rozpaczliwie szukaliśmy ciepła.
Dłuższy przelot przez zimny, kwietniowy Bałtyk dał się nam nieco we znaki. Noc i dzień utrzymywała się mgła, więc odczucie zimna i wilgoci było spotęgowane, zaś oczy zmęczone od patrzenia w radar i szukania statków (ukrytych gdzieś w tym rozlanym wokół nas mleku).
Potem, kiedy cumy i szpringi pewnie (?) siedziały już na swoich miejscach, z każdą chwilą było tylko cieplej. Po burzliwych debatach, w których nasze (załogi) głosy i tak nie miały znaczenia, pochodzący z Warszawy 35-letni kpt. Jan D. podjął wreszcie decyzję: Kalmar.



- Webasto on – powiedział Marcin, tym razem odbierając od nie pamiętam kogo szklaneczkę dojrzałego single malt’a. Ciepło promieniowało z samego centrum pustego żołądka i leniwie rozchodziło się po całym ciele.
Kalmar pełen był słońca i światła, więc początkowo czuliśmy się troszkę nieswojo.
Śniadanie zjedliśmy w tak płynącego z głośników „Poloneza” Wojciecha Kilara i już zaczynało się robić nawet fajnie… Czujność wykazał tylko Kapitan, który po kolejnej upozorowanej dyskusji szybko wyznaczył następny port:
- Hel – wycedził przez zaciśnięte zęby, ale wyraźnie dało się słyszeć podwójne „l”. Powiało grozą.



Zaczęliśmy od jednego refu na grocie i pełnym foku. Szybko okazało się jednak ile warte są nasze umiejętności. Doprawdy, widok był żałosny, a plątanina lin wszelkich sprawiała wrażenie, jakby oto zebrali się na jednym jachcie przypadkowi czciciele Kościoła Latającego Potwora Spaghetti.
Ponieważ w żadnym wypadku Kapitan nie miał zamiaru marznąć w kokpicie, już po chwili na grocie pojawił się drugi ref, a fok został lekko zrolowany. Nie bez kłopotu, ale okręt wreszcie okazał się dla nas sterowny i możliwy do opanowania.
Pamiętam tylko, że tego dnia nie wszyscy mieli ochotę na obiad, kolacji zaś nie było wcale.
Gdy kładłem się spać kątem oka dostrzegłem tylko jak Jan D. nucił pod nosem „Riders on the storm” Door’sów.



A spaghetti jest pomówieniem, kambuz na dole gotował właśnie ryż ;)

Tutaj pojawiła się mała dyskusja wśród załogi, czemu m.in. Maja napisała.:
"Wracając do „Relacji“ Tomka to myślę że trzeba pogratulować udanego tekstu. Uśmiałam się bardzo.
Jednak dwie rzeczy bym dodała. Nie padło bowiem hasło „Hurghada“ !!! - moim zdaniem to powinno znaleźć sie w relacji... ;o)
Wiem także, że „walka" pod Kalmarem odcisnęła na nas wszystkich piętno… (czy cokolwiek) ale przedostatni dzień "prawie regatowy" był na prawdę świetny! Zrobiliśmy w końcu 5 zwrotów w tym jeden bez pomocy Skipera! Ha! To sie nazywa zgranie załogi!!!! Pozdrawiam mocno z Mordoru!"

Tomasz dodał jeszcze:
"Walka pod Kalmarem była, jak to określił Maciej, "walką o utrzymanie obiadu w żołądku" ;)"

Cały rejs był mega wesoły. A to też wesoły ślad z płyniecia do Visby:



Dowolnie wybrane 3 Mm z trasy, w końcu tłukliśmy mile po Bałtyku ;o)


O! Doczekaliśmy się filmu! Nie mogło zabraknąć Hurghady!
Dzięki Panie P. za przesłanie rewelacyjnego materialu :)
W 5 min 35 sekundzie muuusiałem dodać cos od siebie...




Ale w tym okresie nie tylko my mieliśmy nadzwyczajne przechyły po Kalmarach (04.05.2015.):


* - nie wszystkie zdjęcia i grafiki są naszego autorstwa, dziękujemy za użyczenie. Firm z Volvo Ocean Race też nie nasz ;o)



Ta uzywa COOKIES. Więcej informacji TUTAJ
Ortem Sails 2005-2014